"Uważaj na głos w Twojej głowie, który mówi, że nie dasz rady - łże menda..."   

Ultrakolarstwo, czyli co?


Znalazłem wiele definicji ale żadna nie opisuje tego pojęcia w pełni. Co więcej, w każdej znajduje coś, co nie zgadza się z moim punktem widzenia. Postanowiłem więc napisać własną, bardzo subiektywną definicję ultrakolarstwa.

Mocno upraszczając, ultra kolarstwo to kolarstwo długodystansowe.

To pokonywanie na rowerze dużych dystansów ale nie etapami ale „na raz” (non-stop). Nie sposób się z tym nie zgodzić ale powstaje pytanie: Po przejechaniu ilu kilometrów zaczyna się ultra? W biegach przyjęło się, że za ultra uznajemy wszystko to, co jest dłuższe niż maraton. Czy słusznie? Nie wiem, nie biegam i nie potrafię się do tego odnieść. W definicjach ultra kolarstwa nie ma takiej dokładnej i jednoznacznej granicy określającej kiedy zaczyna się ultra. Niektórzy uważają, że ultra zaczyna się po przejechaniu co najmniej 200 km, inni uznają, że po pokonaniu 500 km a jeszcze inni, że trzeba przejechać minimum 1000 km. Nie ma w tej kwestii zgody i być nie może, ponieważ 200 km dla początkujących pasjonatów kolarstwa długodystansowego jest jak najbardziej dystansem ultra ale dla kolarzy, którzy takich dwusetek zrobili już kilkanaście, mają już przejechane pięćsetki a może nawet tysiączki (nie wspominając o tych którzy mają na rozkładzie kilkutysięczne wyzwania) to dla nich te 200 km zwykle nie jest dystansem ultra. Trudno więc uznać kryterium dystansu, jako prawidłowe do określenia, kiedy zaczyna się ultra.

Skoro nie dystans, to może czas spędzony na rowerze jest odpowiednim kryterium. Tylko jak długo trzeba jechać aby uznać, że to już jest ultra? 12 godzin, całą dobę, czy kilka dni. Problem w tym, że podobnie jak w przypadku dystansu ta granica jest płynna i zależy od wytrenowania i doświadczenia kolarza.

Uważam, że ultra to coś więcej, niż tylko dystans i czas spędzony na pokonywaniu trasy.

Kolarstwo ultra to zmaganie się z dystansem, przeciwnościami i własnymi słabościami.

To wychodzenie poza strefę komfortu i to na długo. To udowadnianie sobie, że potrafię, że dam radę. Dla mnie ultra zaczyna się w momencie kiedy organizm zaczyna się buntować i pojawiają się wątpliwości. Kiedy w głowie zaczynają pojawiać się myśli: „Nie dam rady.”, „Mam dość!”. Kiedy zaczynam się zastanawiać, czy to co robię ma jakiś sens. Ultra zaczyna się w momencie kiedy, zaczynam jechać głową a nie nogami i kolejne kilometry pokonuję bardziej siłą woli niż siłą nóg. Mniej ważne zaczyna być to jak jestem mocny, a ważniejsze staje się to jak dużo mogę jeszcze wytrzymać.

Niepotrzebny tu jest jednak żaden patos i bez zbędnego nadęcia należy powiedzieć że ultra kolarstwo to zmagania a nie walka, to wychodzenie poza strefę komfortu a nie cierpienie. Tak, dyskomfort potrafi być duży i zmagania potrafią mieć gorzki smak ale owoce tych zmagań są naprawdę bardzo słodkie. Satysfakcja i zadowolenie na mecie zawsze są olbrzymie.

fot. Anna Młotek

Kolarstwo w wersji ultra to pasja zmagania się z dystansem i pokonywania własnych słabości.

Ta pasja pcha nas do podejmowania kolejnych ultra wyzwań, bez względu na koszty i przeciwności. Ta pasja pomaga nam przełknąć gorycz porażki, która jest nieodzownym elementem ultrakolarstwa i prędzej czy później zdarzy się każdemu. Ultrakolarstwo nie czyni nas ludźmi wielkimi. Nie jesteśmy bohaterami, jesteśmy pasjonatami. Nie potrzeba tu dorabiać żadnej większej filozofii. Lubimy to a osiąganie kolejnych ultra celów sprawia nam ogromną satysfakcję.

PS. Czy ultra kolarstwo to sport czy rekreacja?

Tutaj odpowiedź wydaje się być prosta. To zależy od nas samych. Jeśli podejmujemy rywalizację z innymi kolarzami to jak najbardziej jest to sport. Jeśli nie rywalizujemy z innymi to jest to rekreacja.


< WSTECZ